Reżyseria: Sanjay Leela Bhansali 
Występują: Deepika Padukone, Ranveer Singh
Premiera: 15 października  
Czas trwania: 155 minut 
Język: hindi

Dwa klany o bogatej tradycji i historii. Równie wpływowe, co niebezpieczne. Między nimi nienawiść, z dnia na dzień, coraz bardziej, zyskująca na sile oraz wzajemna miłość przyszłych następców, która doprowadzi do tragicznych wydarzeń. Znane? Jasne, że znane. William Szekspir razem ze swoim dramatem Romeo i Julia podbił nie jedno serce. Aczkolwiek tylu ilu wielbicieli tej historii, tylu i sceptyków. Osobiście nie lubię owej, wzruszającej oraz niezwykle irytującej, sztuki. To jednak mało istotne … Losy kochanków stanowiły, stanowią i zapewne dalej będą stanowić, dużą inspirację dla reżyserów. Bowiem każdy reżyser może posiadać inny pomysł na zrealizowanie opowieści, wysnutej przez angielskiego poetę i dramaturga. Na moje oko Sanjay Leela Bhansali zaczerpnął jedynie zarys fabuły, dodając od siebie elementy charakterystyczne dla swojej twórczości filmowej.

Przybliżanie ogólnego zarysu treści, w tym wypadku, mimo wszystko, wydaje mi się zbędne. Wystarczająca jest już informacja o zaczerpniętym wzorcu literackim. Z tym, że w porównaniu do ugrzecznionej (w sferze językowej zależy to od przekładu, ja tu jednak mam na myśli sferę obyczajową) wersji Szekspira, Bhansali nieco podkręcił atmosferę. Świadczyć może o tym, chociażby zamieszanie związane z tytułem filmu. Początkowe Ramleela, zmieniono na Ram-Leela, aby ostatecznie nadać mu dzisiaj znany kształt, czyli Goliyon Ki Raasleela Ram-Leela. No ale o co chodzi? Według jednej ze stron sam człon Ramleela (Ram-Leela) mógł być odebrany jako odniesienie do życia mitologicznego księcia Ramy. Przeciwnicy zarzucali, że film może promować seksualność, przemoc oraz wulgarność, a co za tym idzie obrażać uczucia religijne hinduistów. Bhansali oczywiście zaprzeczył wszelkim, tego typu powiązaniom, no ale, summa summarum, tytuł został przemianowany.

Jak na film Bhansali’ego przystało Goliyon Ki Raasleela Ram-Leela może pochwalić się niebywałym klimatem, który wyróżnia go na tle innych produkcji. Jednakże ze wszystkich dotychczasowych dokonań filmowych reżysera, ten zdecydowanie nie plasuje się na szczycie. Zabrakło mi w nim, przede wszystkim, tej magii, którą odczuwam za każdym razem, oglądając Saawariya. Na szczęście obeszło się bez zakończenia wyrwanego rodem z jakiejś surrealistycznej produkcji, jak to było w Guzaarish. Wprawdzie muzycznie może nie jest również na miarę Devdasa, czy Hum Dil De Chuke Sanam, to jednak soundtrack trzyma poziom i się podoba. Szczególnie Nagada Sang Dhol, gdzie oprócz dobrego wykonania Shreyi Ghoshal, mamy jeszcze bogactwo ekspresji w tańcu Deepiki.

Pod największym wrażeniem jestem wykreowanych postaci kobiecych. Nie jednej, czy dwóch, ale całego grona pań! Supriya Pathak Kapur (matka Leeli), Richa Chadda (bratowa Leeli) oraz Barka Bisht Sengupta (bratowa Rama) stworzyły na ekranie osobowości o nietuzinkowym charakterze. Z czego na plan pierwszy od razu z impetem wysuwa się ta pierwsza. Supriya (prywatnie żona Pankaja Kapur’a) wcielająca się w rolę despotycznej, nie znoszącej sprzeciwu matki i głowy całego klanu. Gdy mężczyźni biegali z pistoletami, ona samą swą osobą budziła prawdziwy strach oraz szacunek. Pod maską dobrotliwego uśmiechu krył się człowiek zły do szpiku kości, gotów ukarać każdego, kto nie spełnia jego oczekiwań. Po seansie uważam że nagroda Filmfare słusznie trafiła do rąk Padukone. W Goliyon Ki Rasleela Ramleela wykreowała bohaterkę silną, bezkompromisową i zdecydowaną jak jej matka. Jednocześnie pokazując, że pod tą maską nieustępliwości kryje się dziewczę wrażliwe, spragnione miłości i zainteresowania.

Dodatkiem (trochę jak wisienka na torcie) do tego wszystkiego jest Ranveer. Ten przystojny, energiczny i pewny siebie młodzieniaszek zjedna sobie serce nie tylko Leeli. I tu dochodzę do najważniejszej kwestii, dotyczącej przeniesienia tak epickiego uczucia na duży ekran. Tak pożądana chemia między głównymi bohaterami jest, czy nie? W moim odczuciu jest! Patrząc na wspólne sceny tych dwoje dostrzega się pożądanie i namiętność, na których ukazaniu zależało twórcom. GoliyonKi Rasleela Ramleela nie jest taktowną i przyzwoitą adaptacją Romea i Julii. Tutaj leje się krew, rody ze sobą walczą, mordują, knują intrygi, aby wykończyć konkurencję. Ram i Leela to postacie z pazurem. On nie jest nadwrażliwym, cherlawym Romeem, który wzdycha raz do jednej, raz do drugiej, z każdej czyniąc miłość swojego życia. Handluje filmami pornograficznymi w swoim małym sklepiku, romansuje z dziewczętami i wszędzie rozsiewa swój czar. W jej oczach też nie dostrzeżemy uległości, a figlarność, upór i ten łobuzerski błysk w oku.

Oczywiście, można przyczepić się do niektórych elementów, scen i określonych wydarzeń, które rozegrały się na ekranie. Można zastanawiać się dlaczego bohaterowie postąpili tak, skoro logicznym było postąpienie całkiem odwrotnie. Tego nikt nikomu nie zabroni. I dobrze, bo czasami warto dłużej porozmyślać nad filmem. Nie koniecznie po to, aby się do czegoś przyczepić, a po to, aby go lepiej zrozumieć.  Jeśli chodzi o Goliyon Ki Rasleela Ramleela jest on kolejną produkcją inspirowaną dziełem Szekspira. Wnoszącą mało co nowego do tej historii, jednak oferującą niepowtarzalny klimat oraz przenoszącą w inne, bardziej egzotyczne realia. Dlatego fabuła nie powinna być tutaj czynnikiem, który zadecyduje o obejrzeniu tej produkcji. Takich jak ta powstało mnóstwo i niechybnie, jeszcze nie raz, widzowie zostaną uraczeni kolejną interpretacją Romea i Julii.

 

Udostępnij: