Reżyseria: Rakeysh Omprakash Mehra
Występują: Aamir Khan, Siddharth Narayn, Sharman Joshi, Soha Ali Khan, Kunal Kapoor, Waheeda Rehman, Alice Patten
Premiera: 26 stycznia
Czas trwania: 157 minut
Język: hindi
Młodość to niezwykle uprzywilejowany wiek. Ludzie w tym okresie muszą się wyszaleć, poczuć smak wolności oraz zabawy, bowiem po wkroczeniu w dorosłość priorytety się zmieniają. Przez większość społeczeństwa (jak nie całe) jest to akceptowalne, bo jak nie teraz, to kiedy…? Życie człowieka ma swoje etapy. Narodziny, dzieciństwo, szkoła początkowa, szkoła średnia, studia. Po studiach praca, jeśli ma się pracę, myśli się o założeniu rodziny, wzięciu kredytu i bujaniu się z nim przez następne 30 lat. Macie prawo napisać mi w komentarzu, że generalizuję i w sumie to tak jest. Bardzo upraszczam ten obraz, jednak na podstawie czegoś go sobie wykreowałam. Obserwuję co się dzieje, czytam prasę, oglądam wiadomości, słucham moich znajomych – po prostu wyrabiam sobie opinie, dochodząc do wniosku, że właśnie tak wygląda życie przeciętnego Kowalskiego, a nawet i Kulczyka. Normalne, proste marzenia o rodzinie i stabilizacji. Spoko – co kto lubi!
W każdym razie chodzi mi o to że młodość jest takim czasem, który można przebalować, nie martwiąc się o to, co dzieje się w naszym otoczeniu. Ale można też ten czas poświęcić nie tylko na kolejną imprezę, ale na dołożenie pewnej małej cegiełki, która choć trochę zmieni świat. Brzmi górnolotnie? Być może. W końcu tworzymy społeczeństwo konsumpcyjne. Ludzie bardziej nastawieni są na branie, niż dawanie. Mahatma Gandhi jest autorem słów, które odkąd je poznałam, staram się brać sobie do serca. Mianowicie: Bądź zmianą, którą chcesz zobaczyć w świecie. Każdy z nas, z osobna, nie zmieni świata, ani ludzi – nie oszukujmy się, ale robiąc coś dobrego, można dać komuś nadzieję, wiarę i wsparcie. A to czasami jest bardziej istotne niż kolejny, nowy wieżowiec . Bohaterowie Rang De Basanti to właśnie takie osoby. Młode, spragnione rozrywki, z niespożyta energią, ale i uparcie skrywaną obawą o swoją przyszłość.
Sue to brytyjska reżyserka, pragnąca zrealizować dokument o indyjskich rewolucjonistach z czasów, kiedy Indie stanowiły kolonię korony brytyjskiej. Dysponując starym dziennikiem swojego dziadka, który był świadkiem tych krwawych wydarzeń, pozbawiona wsparcia sponsorów, wyjeżdża do Indii, aby tam, na przekór wielkiej korporacji, zrealizować swój cel. Na miejscu poznaje grupę młodych ludzi. Udaje jej się przekonać ich do zagrania w swoim filmie. W czasie pracy rodzą się nowe więzi, poglądy zderzają się ze sobą, a w tych młodych, czasami porywczych ludziach, budzi się poczucie obowiązku, wola walki oraz wiara we własne możliwości.
O tym, co zobaczy się na końcu filmu, można powiedzieć: kropla drąży skałę; efekt kuli śnieżnej. Tak czy inaczej Rang De Basanti pozostawia widza w pewnej konsternacji, lekkim szoku, ale i z nadzieją. Z nadzieją na to, że mimo tego, jak ten współczesny świat jest zepsuty, zawsze znajdzie się ktoś, kto mimo strachu o własne „ja”, jest gotów przeciwstawić się systemowi. Z tego co czytałam, niektórzy zarzucają filmowi to, że momentami jest patetyczny. Dla mnie nie jest. Opowiadając o bohaterach historii, którzy zapłacili krwią w walce o idee, łatwo jest przekroczyć tę cienką granicę. Całość ma wzruszać, ale jednocześnie nie być ckliwa. Rang De Basanti takie nie jest. Emocje są wyważone, dialogi nie brzmią łzawo, a mimo to autentycznie można się wzruszyć samym kontekstem sytuacji. Jeśli ktoś się popłacze, nie zrobi tego przez wypowiedzianą kwestię, ale przez mimikę bohaterów, ich gesty czy muzykę. W tym miejscu muszę dodać, że jestem pod ogromnym wrażeniem kompozycji Rahmana. Nie zawsze leży mi to co akurat stworzy, aczkolwiek tu jestem pełna podziwu.
Słyszę Rang De Basanti – widzę Aamira Khana . Też tak macie? Jakkolwiek on jest tu gwiazdą, dużą uwagę przykuwa postać Karana (Siddharth Narayan). Wyciszona, będąca nieco z boku, o charakterze, po trosze, filozoficznym z takim spokojnym, melancholijnym spojrzeniem, tocząca w sobie wewnętrzną walkę. Bohater nie wybijający się na pierwszy plan, a jednocześnie najbardziej zapadający w pamięć. Prócz nich Kunal Kapoor, Soha Ali Khan, Sharman Joshi i inni. Każda postać wprowadza swój wątek, swoje problemy i utarczki. Ci młodzi ludzie stopniowo, pod wpływem tragicznej historii rewolucjonistów, nieświadomie zmieniają się. Dojrzewa w nich odwaga do czynów, o które wcześniej by się nie podejrzewali, poczucie sprawiedliwości oraz bezinteresowna chęć walki o prawdę. Chociaż wiedzą co ich czeka, gdzie i po co idą, to tak jak ci bojownicy, których wcześniej dla zabawy odgrywali, mają spojrzenie czyste, harde, bez śladów wahania.
Uwielbiam ten film! Mam z nim bardzo miłe wspomnienia, no i Siddharth! Na jakiejś promocji na merlinie, czy jakiejś podobnej stronie kupiłam sobie ten film i nadal nie wykorzystałam szafranu, który był dodany do płyty. Aż mnie zachęciłaś do powtórki z RDB 😉
Oglądałam ten film już dwa razy, chociaż nie należy do moich ulubionych i te kilka lat temu nie miałam pojęcia o tym kontekście rewolucyjnym, o Bhagacie Singhu, wstyd, no ale to były początku z Bolly… Teraz po obejrzeniu filmu "The Legend Of Bhagat Singh" chyba nie byłoby od rzeczy zobaczyć znowu RDB… Jeśli chodzi o muzykę, to Khalbali to mój numer 1. 🙂 Tak, film kojarzy się z Aamirem, ale wolę go zdecydowanie w rolach "zwykłych" facetów, a nie zaangażowanych społecznie/rewolucyjnie, że tak uproszczę.