Język: hindi
Postać Mary Kom, indyjskiej pięściarki, zdobywczyni brązowego medalu podczas igrzysk olimpijskich w 2012 roku i pięciokrotnej mistrzyni świata amatorek, zainspirowała indyjskich filmowców do stworzenia filmu biograficznego, tej kobiecej legendy. Produkcji, która z racji gatunku ma nie tyle wykreować bohatera z krwi i kości, co go pokazać. Zaprezentować w atrakcyjny sposób jego siłę, wolę walki i życiowe zmagania. Kluczową sprawę stanowi obsadzenie w głównej roli aktora, na tyle charyzmatycznego, by od początku do końca pociągnął film. Bo liczy się nie tylko sama historia, ale i jej główny składnik, czyli bohater. Dobrze zrealizowany projekt tego typu jest gwarantem wielu prestiżowych nagród oraz nominacji.
W kilkunastoletniej dziewczynce z Manipuru rodzi się zainteresowanie boksem. Dorasta w przekonaniu, że służy on tylko do walki na ulicy, bicia się i szukania odwetu. Dopiero przypadkowo spotkany Dingko Singh, mistrz Azji w boksie, uświadamia jej, że boks jest formą uprawiania sportu. Pod jego czujnym okiem zaczyna ciężko trenować, by móc odnosić sukcesy na zawodach. Nie podoba się to jej ojcu, emerytowanemu zapaśnikowi. Trudno przyjąć mężczyźnie do wiadomości, że córka mogła odziedziczyć po nim talent. Bohaterka zmaga się nie tylko z problemami rodzinnymi. Wchodzi w konflikt ze związkiem sportowym i spotyka ją to, co każdą młodą kobietę. Miłość, małżeństwo, dzieci. Słowem zostaje zepchnięta w pielesze domowego ogniska. A kobiecie takiej jak Mary trudno to znieść…
Historia Mary Kom może stanowić inspirację dla wielu młodych ludzi, marzących o karierze sportowca, ale i nie tylko. Przesłanie filmu jest uniwersalne. Dzięki ciężkiej pracy, uporowi, poświęceniu oraz wsparciu przyjaciół czy rodziny można osiągnąć wszystko, co się chce. A nawet jeśli, gdzieś po drodze, coś pójdzie nie tak, tylko od naszej silnej woli, zależy to, czy znów uda się wrócić na szczyt.
I chyba przez ten uniwersalizm ten film nie jest w żaden sposób wyjątkowy, bo takich ciut patetycznych, dających tzw. kopa, historii jest mnóstwo. Mimo to w opowieść jaką ukazuje Kumar trudno się nie wciągnąć. Chłonie się każdą scenę, z uwagą śledzi to, co dzieje się na ekranie. Na ogół brak zaskoczenia wydarzeniami, do których dochodzi. Niemniej tego typu produkcje mają w sobie coś bliżej nieokreślonego. Je po prostu chce się oglądać. Potrafią zmotywować, pozytywnie nastawić do życia. Bo skoro komuś, gdzieś tam w świecie się udało. Komuś, o kim można by powiedzieć, że ma nikłe szanse na spełnienie swoich marzeń, to czemu akurat mi nie może się udać. Zaprę się, zacisnę zęby, będę pracował dwa razy więcej i spełnię swoje marzenia. To przecież jest moim celem. Zależy ode mnie. Chyba właśnie dlatego lubię takie filmy. Jeśli bohater jest silny, niezłomny, wytrwale pokonuje przeszkody zjedna sobie nie tylko serce, ale i zapisze się w pamięci. To nic, że będzie miewał upadki, przecież jest tylko człowiekiem.
Na sukces Mary Kom składa się nie tylko scenariusz, napisany przez samo życie, ale i obsada produkcji, oraz soundtrack. Priyanka włożyła mnóstwo pracy w zagranie swojej bohaterki. Kręcenie zdjęć poprzedzono licznymi treningami pod okiem samego trenera Mary Kom oraz osobiste rozmowy aktorki z pięściarką. Owy wysiłek tutaj widać. Piosenka Salaam India ma trochę wzniosły, aczkolwiek energiczny charakter. Totalnie to upraszczając; może ona przywodzić na myśl inny utwór z hollywoodzkiego przeboju z Sylvestrem Stallone „Rocky 4” Burning Heart. Wspominam o tym nie przypadkowo. Seria o Rockym, jakkolwiek można jej trochę zarzucić, jest moją ulubioną, w której zakochałam się już jako mały brzdąc. Do tej pory co jakiś czas do niej wracam. Ukrócając jednak tę dygresję… I indyjskie Salaam India i zachodnie BH są do siebie podobne. W obu utworach motywem przewodnim jest wielki powrót na scenę, ciężka praca, która go poprzedza oraz chęć pokazania światu, a także samemu sobie, że w dalszym ciągu stać mnie na to, aby wrócić na szczyt. Ci co widzieli czwartą część zmagań Rocky’ego, wiedzą, że motywacją bohatera była także pomsta, której brakuje w historii Mary Kom. No, ale Rocky to fikcja, Mary to realna postać.
To co mnie, nie koniecznie uderzyło w trakcie filmu, ale na co zwróciłam uwagę już kilka dni po seansie to przemiana głównej bohaterki. Z początku Mary to rozczochrana chłopczyca, nieco prostacka. Sport sprawia, że nabiera ogłady, staje się świadoma swojej siły. Zaczyna rozumieć, że bycie bokserem polega nie tylko na biciu. Życie sportowca to ciągły samorozwój, stawianie sobie coraz wyższych poprzeczek, osiąganie kolejnych sukcesów, lecz także znoszenie z godnością porażek. Tuż obok wizerunku Mary-pięściarki pojawia się obraz Mary-matki i Mary-żony. Takie zestawienie wypada bardzo fajnie. W otoczeniu głównej bohaterki znajduje się jeszcze całe grono interesujących postaci. Wyżej wspomniany ojciec, niezadowolony z obranej przez córkę drogi kariery. Kochający mąż, dzielnie wspierający swoją żonę oraz trener – człowiek silny, bezkompromisowy, taki który poświęcił boksowi całe swoje życie, przez co nie potrafiący zrozumieć decyzji podopiecznej o małżeństwie.
Wszystko te cząstki, składające się na obraz, właściwie ze sobą współgrają. Scenariusz, muzyka, obsada, przekaz. Dla mnie Mary Kom jest dobrym filmem, który serdecznie polecam, a sama umieszczam go na liście jednych z najwyżej ocenionych. Być może nie jestem obiektywna. Kieruję się własnymi odczuciami oraz swoją słabością do tego typu filmów. Jestem im skłonna wybaczyć wiele, na czele ze zbytnią ckliwością oraz patosem, więc i tu przymknęłam na to oczko 😉
Mi się osobiście film bardzo podobał. Priyanka zagrała naprawdę dobrze, mocno utożsamiła się z graną przez siebie postacią. Film jak najbardziej godzien polecenia 😉
Mary Kom na igrzyskach w Londynie walczyła z polką Karoliną Michalczuk oczywiście wygrała 🙂
Już dawno zastanawiałam się nad obejrzeniem tego filmu, ale jakoś tak nie mogłam się zdecydować. Nie widzę Priyanki w tej roli i może dlatego. Ale po twojej przychylnej recenzji chyba jednak się zdecyduję. Zachęciło mnie głównie to, że film jest podobny do amerykańskiego "Rocky", do którego również mam słabość.
O, zachęciłaś mnie, by to obejrzeć. 😀 Planuję podwójny sportowy seans z "Bhaag Milkha Bhaag", zobaczymy, czy mi się uda. 😀