Reżyseria: Abhishek Sharma
Występują: John Abraham, Diana Penty, Boman Irani, Anuja Sathe
Premiera: 25 maja
Czas trwania: 129 minut
Język: hindi

Lata 50 XX wieku są uznawane za początek światowego wyścigu zbrojeń. Najsilniejsze mocarstwa na świecie zaczęły dysponować jedną z najstraszniejszych broni na świecie. Indie również miały swoje nuklearne aspiracje. W 1953 przystąpiły do programu Atom dla pokoju, który miał na celu prowadzenie badań nad pokojowymi aspektami wykorzystania energii jądrowej. Pierwsze samodzielne próby nuklearne zaś podjęły w latach 70 XX wieku. Powodem rozpoczęcia prac nad bronią atomową były, mocno w tym czasie, napięte stosunki z Chińską Republiką Ludową. Dwadzieścia lat po tych wydarzeniach przeprowadzono kolejne działania atomowe. Opowiada o nich właśnie film Abhishek’a Sharmy – Parmanu: The Pokhran Story.

W maju 1998 armia indyjska, za przyzwoleniem władz kraju, przeprowadziła jedno z najbardziej strategicznych działań wojennych. Tajny, sześcioosobowy zespół kierowany przez inżyniera i pomysłodawcę planu – Ashwata Raine, miał wykonać próbę podziemnej detonacji czterech bomb atomowych. Na miejsce akcji wybrano fort w mieście Pokhran, znajdujący się na radżasthańskiej pustyni. Wszelkie starania wojskowe miały odbyć się w pełnej konspiracji tak, aby żadne z imperiów światowych ich nie odkryło. Film przedstawia owe wydarzenia od początku, czyli teoretycznych planów aż po końcową realizację obranego celu.

Główny bohater jest młodym inżynierem. Mężczyzna prowadzi szczęśliwe życie u boku żony oraz synka. Spełniał się zawodowo do czasu, kiedy został obwiniony za swój plan testów nuklearnych w Pokhran. Przez zwolnienie, którym został ukarany ucierpiała jego duma. Po niepowodzeniu w rządzie powrócił do nauczania studentów. Do czasu. Wraz ze zmianą frontu politycznego zgłasza się do niego sekretarz kancelarii Premiera (Boman Irani), chcąc jeszcze raz przeprowadzić (tym razem z pozytywnym skutkiem) testy nuklearne w Pokhran. Ashwat zbiera grupę najlepszych specjalistów w swoich dziedzinach. Pokłada się w nich nadzieję na powodzenie misji. Zadanie to od początku jest zadaniem ogromnego ryzyka. Wszyscy zdają sobie doskonale sprawę z tego, że trzeba przeprowadzić je w sekrecie przed amerykańskim rządem. Najważniejsze staje się zmylenie krążącej satelity, bowiem jej zdjęcia mogą być najpoważniejszym dowodem na to, że Indie przeprowadzają próby nuklearne. Zagrożeniem jednak nie jest tylko ona. Bohaterowie nie zdają sobie sprawy, że każdy ich krok śledzą szpiedzy. Amerykańskiego i pakistańskiego agenta połączył wspólny front. Obaj charakteryzują się inteligencją, bystrością umysłu oraz umiejętnością łączenia faktów. Wszystkie te elementy fabuły całkiem dobrze ze sobą współgrają, tworząc naprawdę interesującą opowieść.

To, co wydaje się tutaj być zbędne to w pierwszej kolejności … John Abraham 😛 No nie lubię. Trudno mi go znieść było w tej roli. Im usilniej starał się być szczery oraz autentyczny, tym gorzej mu to wychodziło. Drugą niepotrzebną rzeczą jest soundtrack. Produkcje o patriotycznej polityce nie potrzebują przygnębiających piosenek, o tym jaki główny bohater jest nieszczęśliwy. Fundamentem fabuły nie jest w tym wypadku główny bohater, ale najważniejszy cel całego zespołu. Jako widz nie interesowały mnie losy Ashwata. Było mi wszystko jedno czy żona mu wybaczy, czy nie. Czy pojedzie spotkać się z rodziną, czy nie. Istotna była misja. To czy się powiedzie, z jakim skutkiem oraz czy zagranicznym szpiegom uda się przekazać prawdę swoim zwierzchnikom.

Podczas oglądania Parmanu od razu skojarzył mi się inny à la niebywale patriotyczny film. Pisałam już o nim na blogu. Mam na myśli The Ghazi Attack, któremu zarzuciłam niepotrzebną górnolotność oraz jednostronne ukazanie wydarzeń. W filmie Sharmy tego nie uświadczymy. Poziom patriotyzmu jest na tym samym, a może i nawet jeszcze większym poziomie. Mimo to jest on równomiernie dawkowany. Jedynie na końcu zostaje na krótki moment skumulowany. Na ekran wkrada się wtedy wyolbrzymiony patos. Bohaterowie, niczym mistycy, doświadczają uczucia wielkiej dumy i chwały. Przez wcześniejszą część filmu te uczucia zostają widzowi oszczędzone. Z kolei muzyka, pojawiająca się w tle (warto podkreślić – w tle!) buduje fajny klimat, angażując widza w to, co akurat dzieje się na ekranie.

Parmanu: The Sthory of Pokhran jest zaskakująco dobrą pozycja, która ogląda się szybko i sprawnie. Wydaje mi się jednak, że twórcy pracowali w przekonaniu, że ich film poniesie jedynie autentycznie patriotyczna historia. Temat żywy dla kraju i będący wciąż w myślach wielu ludzi, popchnie ich wszystkich do sukcesu. Przez to obraz postaci ucierpiał. Sprawiają one wrażenie nie dopracowanych i mało wyrazistych. Jest to ze stratą dla całej produkcji, bo gdyby dopracować taki szczegół efekt końcowy mógłby być bardzo dobry. Tak jest tylko zadowalający.

Udostępnij: