Reżyseria: Shashanka Ghosh
Występują: Kareena Kapoor, Sonam Kapoor, Swara Bhaskar, Shikha Talsania
Premiera: 1 czerwca
Czas trwania: 125 minut
Język: hindi

Veere Di Weeding promowany był jako film pro feministyczny, pokazujący wizerunek współczesnych indyjskich kobiet. Kobiet prowadzących dynamiczny tryb życia, wykształconych oraz spragnionych sukcesów. Takich, którym obcy jest jakikolwiek temat tabu. Samostanowienie miało być najważniejszym filarem w życiu czterech bohaterek. Ich historia wpisuje się doskonale w aktualny, obecnie, trend skupiania się na postaciach kobiecych w kinie indyjskim (Raazi, Hichki, Lipstik Under My Burkha, Kahaani itp.). Niestety końcowy obraz, jaki wyłania się z produkcji daje widzowi idealny pretekst do postawienia pewnej tezy. Mianowicie twórcy chyba nie wiedzą czym jest feminizm. To, co przedstawili w Veere Di Weeding przypomina mi bardziej manifest zafiksowanej aktywistki (co w sumie mnie nie dziwi patrząc na to, że film – z całym szacunkiem – wyszedł spod ręki mężczyzny). 

Cztery przyjaciółki z dzieciństwa. Każda z nich na różnym etapie swojego życia. Pierwsza – Kalindi (Kareena Kapoor) – wychodzi niedługo za mąż za wieloletniego chłopaka. Avni to wzięta prawniczka (specjalistka od rozwodów), która desperacko poszukuje męża. Sakshi (Swara Bhaskar) pomieszkuje kątem u rodziców, czekając na orzeczenie o rozwodzie. Zaś Meera mieszka z dala od najbliższej rodziny, która izolacją ukarała ją za związek z Amerykaninem. Dla każdej z nich ślub Kalindi będzie okazją nie tylko do zastanowienia się nad własnym życiem, ale i wprowadzeniem w nim zmian.

Tę historię ogląda się całkiem dobrze, choć przyzwoitą ona do końca nie jest. Wizerunek indyjskich dziewcząt nie przemawia tutaj na ich korzyść. Można odnieść wrażenie, że te całkowicie wyzwolone (może niekoniecznie pod względem finansowym) panie zachowują się w nietypowy sposób. Alkohol piją do oporu, imprezują do białego rana, masturbują się. Zdarza się im również stracić nad sobą kontrolę, a w konsekwencji wylądować w jednym łóżku z kimś, kogo nawet nie do końca darzą sympatią. Nie są to ciche, potulne, czy skromne dziewczęta. Szczerze wątpię czy o taki wolny, autonomiczny obraz feministkom chodzi. Jeśli tak jest to nieprawdopodobnie głupie oraz płytkie. Problem niezależności oraz wyzwolenia został w tym filmie ugryziony naprawdę od złej strony. W czasach, kiedy w Indiach organizacje społeczne walczą o uprawnienie oraz o możliwość równego dostępu do edukacji dla chłopców i dziewcząt tu pojawia się taki film! Coś, co pokazuje równość między kobietą i mężczyzną na zasadzie prawa do całonocnych imprez okraszonych alkoholem. Brakuje mi słów po prostu! Film zrobiony dla mas. Naiwna publiczka pójdzie, zobaczy, może i pochwali. Ważne, by kasa się zgadzała.

Veere Di Weeding mówi widzowi, że nowoczesna kobieta może pić, uprawiać seks bez zobowiązań, imprezować, szastać bez opamiętania kasą. Ale ostatecznie i tak swój wzrok skieruję w stronę najważniejszej komórki społecznej, czyli rodziny. Rodziny, która kocha i wybacza. Jakie to wzniosłe, nieprawdaż? Mimo że widzowi zostaje zaserwowany niezbyt pochlebny ogląd na współczesne kobiety to i tak na końcu wszystko kończy się tak jak przystało. Pomijając jednak mocno niedopracowaną stronę merytoryczną (czyli po prostu okropnie nudną i bezsensowną – delikatnie mówiąc – fabułę) można by uznać, że chociaż występy aktorskie będą na poziomie. Najmocniejszym punktem obsady jest Swara Bhaskar, ale to tylko dlatego, że miała najlepiej rozpisaną postać. Kareena Kapoor przez cały czas sprawia wrażenie nieobecnej (tak jakby nie wiedziała co właściwie robi na planie tego filmu). Podejrzewam, że nie o taki powrót po urlopie macierzyńskim aktorce chodziło. Sonam Kapoor nie zaskakuje niczym nowym, a wręcz przeciwnie. Utwierdza tylko w przekonaniu, że do takich dobrotliwych, słodkich ról jest idealnie stworzona.

Nie neguję tego, że ten film nie powinien powstać. Być może i dobrze, że pojawiła się taka bezkompromisowa propozycja filmowa. Wszystko jest dla ludzi. Zapewne też ten tytuł znajdzie swoją grupę docelową, której przypadnie do gustu. Ja w owej grupie się nie znajdę.

Udostępnij: