Reżyseria: Sanjay Leela Bhansali
Występują: Hrithik Roshan, Aishawrya Rai
Premiera: 19 października
Czas trwania: 116 minut
Język: hindi
Wszystkim fanom Bollywood nie trzeba mówić kim jest Sanjay Leela Bhansali. A jeżeli zapytać o jego najbardziej znany film to większość odpowie zapewne, że jest nim Devdas z 2002 roku z Shahrukh Khanem, Aishawryą Rai Bachchan i Madhuri Dixit w rolach głównych. Mi twórczość tego pana kojarzy się z niesamowitym klimatem, chwytającą za serce historią i gwiazdami wielkiego formatu. I, choć nie lubię każdego jego filmu potrafię docenić kunszt pracy oraz dostrzec ogromny talent. Saawariya czy Black to filmy, które zajmują szczególne miejsce w moim sercu, mimo że nie brak w nich wad. Jednak bez względu na wszystko produkcja sygnowana nazwiskiem reżysera gwarantuje widzowi subtelną dawkę humoru połączoną z niezwykle wzruszającą narracją. Zawsze z niecierpliwością wyczekuję kolejnych propozycji filmowych jego autorstwa. Bhansali lubi używać retrospekcji. W najmniej spodziewanym momencie akcja się cofa i widz poznaje wspomnienia bohaterów. Zabieg ten pojawia się także w dzisiejszym obrazie.
Guzaarish jest specyficznym filmem dlatego, że porusza dość kontrowersyjny temat w Indiach. W sumie to nie tylko tam. Eutanazja zawsze i wszędzie wywołuje fale sprzeciwu, a tylko nieliczne grupy społeczne wykazują się zrozumieniem dla osób walczących o godne życie. Bohaterem jest tutaj Ethan. Kiedyś sławny magik, a dzisiaj przykuty do łóżka, sparaliżowany do szyi mężczyzna. Każdy dzień jest dla niego walką. Na szczęście nie jest w niej osamotniony. Ma wspaniałych przyjaciół: prawniczkę Devyani, lekarza Dr. Nayaka, matkę Isabel, oddaną służbę, pielęgniarkę skrycie zakochaną w swoim pacjencie oraz ucznia Omara. Nasz magik jest człowiekiem, który daje innym ludziom mnóstwo radości i odnawia w nich nadzieję na lepsze jutro. Wszystko to dzięki audycji radiowej. Wbrew temu, czym karmi swoich wiernych słuchaczy pragnie śmierci. I tu zaczyna się problem. Eutanazja jest w Indiach zabroniona, co stawia Ethana już na starcie w sytuacji z góry zakończonej porażką. Nie bacząc na restrykcyjne prawo skłania Devyani do złożenia pozwu o „godną śmierć”. Teraz rozpocznie się walka między prawem do decydowania o swoim życiu, a etycznym założeniem, że tylko Bóg może przesądzać o losie człowieka. Bhansali podjął się trudnej problematyki. Od początku widzowie mieli świadomość, że film opowiadający historię niepełnosprawnego mężczyzny wywoła burzę. Niestety ma to oddźwięk w zakończeniu filmu, ale o tym za chwilę…
Pisząc o Guzzarish nie można nie wspomnieć o fantastycznej scenografii, która jest nieodłącznym elementem każdego filmu reżysera. Zaprezentowano nam tu wspaniałe, nieco ponure wnętrze domu utrzymanego w stylu gotyckim, a na zewnątrz okazały dziedziniec. Wystrój mieszkania nie jednego może przytłoczyć – ciężkie zasłony, ciemne marmurowe podłogi oraz masywne meble. Całość utrzymana została w mocno nasyconych ciemnych kolorach, aczkolwiek miłą odmianą są zielone niziny Goa, pojawiające się na kilka minut.
Jeżeli chodzi o poziom gry aktorskiej mogę zaliczyć tę produkcję do jednej z lepiej zagranych, spośród tych, które miałam okazję do tej pory obejrzeć. Nie cierpię Aishawryi, lecz tutaj zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Niektórym może nie przypaść do gustu makijaż, który kojarzyć się będzie z wymalowanymi porcelanowymi laleczkami. Był wyrazisty, wręcz soczysty. Piękne usta oraz uwodzicielski spojrzenie. Sofia miała wspaniałe stroje nawiązujące do czasów, kiedy Goa było kolonią Portugalczyków. Tak oto prezentuje się główna bohaterka – szerokie, zamaszyste spódnice do samej ziemi, przylegające do ciała bluzki, a we włosach upiętych w niewyobrażalnie długi warkocz uroczy kwiat. To wygląd, a co z grą Miss Świata …? O dziwo pani Bachchan pozytywnie mnie zaskoczyła. Dzięki Bogu nie przesadziła ze swoją mimiką. Grała oszczędnie, pokazywała tyle ile wymagała od niej rola. Po części dzięki temu nie mogłam od niej oderwać wzroku. Spisała się rewelacyjnie.
Spośród aktorów drugoplanowych na pierwszy plan wybija się przede wszystkim Shernaz Patel. Jako prawniczka zacięcie walcząca o szczęście dla swojego przyjaciela wywołała u mnie ogromne emocje. Jestem gotowa nawet powiedzieć, że wzbudziła we mnie większą sympatię niż Aishawrya. Drugim mocnym ogniwem był Aditya Roy Kapoor. Młody aktor, którego miałam przyjemność oglądać w Action Replay, był sympatycznym powiewem naturalności. Dowcipny, złośliwy, momentami niezwykle czarujący. Ci dwoje dali popis naprawdę bardzo dobrej sztuki aktorskiej.
Głównego bohatera zostawiłam na koniec. Przed Hrithikiem stało ogromne zadanie, do którego jak zawsze podszedł odpowiedzialnie i z dużym profesjonalizmem. Nie łatwo jest zagrać osobę niepełnosprawną. Jak poradził sobie Roshan? Warto najpierw wspomnieć o przygotowaniach jakie powziął przed rozpoczęciem zdjęć. Polegały one na szczegółowym zapoznaniu się z przypadkami osób sparaliżowanych. Chciał poznać oraz zrozumieć, w jaki sposób zachowuje się chory człowiek. Wyszło to mu całkiem zgrabnie. Aktor, który na ogół w filmach tańcuje i uwodzi heroiny tutaj gra jedynie mimiką twarzy. Przez niemalże cały czas trwania filmu Hrithik jest przykuty do łóżka lub wózka inwalidzkiego. Nie ma mowy o ponętnym tańcu, czy romansowaniu z bohaterką na rajskich plażach Goa.
Żeby nie było za słodko i, by ktoś nie zarzucił mi ciągłych zachwytów i braku obiektywizmu dopatrzyłam się też wad. A jak! Ścieżka dźwiękowa kompletnie nie wpisała się w moje klimaty. Jakkolwiek muszę przyznać, że soundtrack doskonale harmonizuje z rozgrywającą się akurat akcją. Jedyną piosenką, która szczerze mi się podoba to Udi ( ze względu na swoje tempo i ogromną energię) i oczywiście znane każdemu What a Wonderful World. Nawet teraz, kiedy to piszę z głośników wydobywa się elektryzujący wokal Sunidhi Chauchan.
To co mi się szczególnie nie podobało to wspomniane na początku retrospekcje. Ethan w snach i myślach cofa się do czasu sprzed wypadku. Tutaj widz ma okazję przyjrzeć się sztuce magicznej oraz specjalnie wyreżyserowanym spektaklom. Jak dla mnie to zbyt patetyczne, wyniosłe i mocno naciągane. Podobnie moment,w którym kilkuletni bohater obserwuje swoją śpiewającą matkę w knajpie, następnie dostaje pieniądze od jednego z klientów po to, by za chwilę uczynić pierwszą sztuczkę magiczną. Mam na to jedno słowo: ckliwe!!! dodam jeszcze – do bólu.
Jak widać Bollywood nie może nakręcić filmu, który choć częściowo nie byłby oderwany od rzeczywistości. Jeśli ma ktoś do tego wątpliwości wystarczy, że obejrzy zakończenie. Owe zakończenie psuje dobre wrażenie, które widz wyrobił sobie przez kilkadziesiąt minut. Gdyby nie absurdalny finał mogłabym zaliczyć Guzaarish do moich ulubionych produkcji. Nie chodzi mi o to, aby zwieńczenie historii było pomyślne dla głównego bohatera, lecz o ty, by było szczere, prawdziwe oraz pozbawione niedorzeczności. Reżyser wykonał kawał dobrej roboty, niestety nie udało mu się nie popełnić błędów przy realizacji projektu. Prócz tych kilku zastrzeżeń jakie mam polecam Wam ten film. Na swój sposób to perełka wśród współczesnej kinematografii indyjskiej.
Cóż u mnie ten film wzbudził podobne odczucia jak u Ciebie. Muszę przyznać, że to jedyny taki film, w którym Hrithik, pan guma, nie przeszkadzał mi swoją osobą. Szczerze go nie lubię, ale tutaj nie było tak źle. Spodobała mi się nawet jego charakterystyka. I czasami miałam wrażenie, że on naprawdę jest sparaliżowany.
Aishwaryę lubię i chętnie obejrzałam sobie z nią ten film. Wykonała świetną robotę. Nie była nachalna swoją grą, tak ty to określiłaś zagrała oszczędnie.
Aditya Roy Kapoor to dobry aktor i bardzo chętnie obejrzę go w jego następnych produkcjach, które mam nadzieję, że będą. Spodobał mi się już w Action Replayy i to dla niego też wzięłam się za obejrzenie Guzaarish.
Shernaz Patel bardzo lubię i szczerze ucieszyłam się, kiedy zobaczyłam ją na ekranie. Zawsze kiedy pojawia się w filmie, sprawia że na mej twarzy pojawia się uśmiech. To dobra aktorka, tylko często nie doceniana i wstawiana jako jakaś poboczna osóbka. Tutaj było inaczej i bardzo mnie to ucieszyło.
Muzyka, masz rację, może nie najlepsza. Też lubię Udi. Ale była jeszcze jedna, która nawet mi się spodobała, ale teraz za Indie nie powiem Ci tytułu. 🙂
A Hrithik śpiewający – bezcenne. Chociaż trochę fałszował, miło było go posłuchać. Fajnie też śpiewa w "Seniorita" z Zindagi Na Milegi Dobara.
Pozdrawiam!
Hmmm, sama nie wiem czy mogę zgodzić się z Twoją opinią. Ale bardzo mi się podoba ta recenzja, chyba jedna z lepszych napisanych przez Ciebie.
Ja niestety uważam "Guzaarish" za najsłabszy film Bhansalego… Odbieram jego produkcje podobnie jak Ty, więc oczekiwałam pewnej magii i klimatu, ale zawiodłam się i to bardzo. Film odebrałam jako nieco nudny i naciągany, niebezpiecznie idący w stronę naprawdę nachalnej ckliwości i wzbudzania w widzu współczucia. Niestety na mnie to średnio zadziałało… Nawet nie wzruszyłam się, a powiem Ci, że gdy zabierałam się za ten film to miałam nadzieję trochę popłakać. To znaczy są pewne sceny, które mi się podobały. Ale o tym zaraz.
Jakiś czas później obejrzałam pierwowzór "Guzaarish" czyli "W stronę morza" i moje wrażenia były zgoła odmienne! Naprawdę bywam pobłażliwa względem Bollywoodzkich remake'ów filmów innej produkcji, ale nie tym razem. Po filmie "W stronę morza" zakochałam się w Javierze Bardemie. (Albo może to było po "Duchach Goi" – nie pamiętam…) Co za rewelacyjny aktor… 🙂 I film był zupełnie inny… Inaczej mnie poruszył. No, chociaż brawa dla Bhansalego, że zrobił film po swojemu, tylko trochę czerpiąc z hiszpańskiego filmu. To też wpłynęło na to, że jednak film trochę mi się podobał.
Były sceny w "Guzaarish", które mi się w filmie podobały, czy takie, które w jakiś sposób zapisały się w mojej pamięci, ale film jako całość nie… Uwielbiam te momenty, gdy Hrithik marzył, by zajrzeć pod spódnicę Aish. 😀
Rozpisałam się jakbym sama pisała recenzję, sorrki. 😀 I przepraszam za to mieszanie "Guzaarish" i "W stronę morza", mam nadzieję, że nie zaplątałam się bardzo. ^^