Reżyseria: Shivam Nair
Występują: Taapsee Pannu, Akshay Kumar, Manoj Bajpayee, Prithviraj Sukumaran, Anupam Kher
Premiera: 31 marzec
Czas trwania: 147 minut
Język: hindi

Naam Shabana jest prequelem Baby (2015), w którym widzowie mieli okazje zobaczyć Akshaya Kumara. Drugoplanowa wtedy postać Taapsee Pannu sprawiła, że postanowiono nakręcić oddzielną historię z aktorką w roli głównej. Miała ona opowiadać o tym, w jaki sposób jej postać z Baby dostała się do agencji. Reżyserował Shivam Nair, jednak za scenariusz oraz produkcję odpowiadał Neeraj Pandey. Sam pomysł na cofnięcie fabuły, skupienie się na innym bohaterze i pokazanie „co”, „jak” i dlaczego” – ciekawy. To na pewno.  Niestety na tym koniec, albowiem realizacja na poziomie scenariusza (ta zaś przekłada się na proces kręcenia) dość kiepska. Wiele niedopowiedzeń oraz brak wyjaśnień kluczowych kwestii to najważniejsze zarzuty, jakie można mieć do tego tytułu.

Shabana Khan to młoda dziewczyna, która przed laty zaatakowała, ze skutkiem śmiertelnym, swojego ojca. Kilka lat spędzonych w ośrodku dla nieletnich sprawiły, że Shabana stała się twarda, obojętna i apatyczna. Na co dzień uczy się w collegu oraz z sukcesami trenuje judo. Pewnego wieczoru ginie jej bliski przyjaciel, zaś ona w poszukiwaniu sprawiedliwości przyjmuje wsparcie od ludzi, którzy chcą, by dla nich pracowała.

Brzmi znajomo? Pewnie tak. A to dlatego, że mamy tu ponownie zagrany motyw bohaterki, która zrobiła coś złego, poszła za to „siedzieć” i w dodatku potrafi walczyć. Od razu nasunęło mi się skojarzenie z Akirą. Pod względem charakterologicznym postaci te również za bardzo się od siebie nie różnią. Obie apatyczne, wycofane, średnio atrakcyjne. Na szczęście na tym podobieństwa się kończą, ponieważ to Naam Shabana wydaje mi się produkcją zdecydowanie bardziej dynamiczną. Za to Akira tą lepiej poprowadzoną.

Opowieści, jaką przedstawia nam Shivam Nair można zarzucić – tak jak już wspominałam na początku – niedopowiedzenia oraz brak logiki. Są filmy, w których na takie minusy można przymknąć oko. Nadrabianie innymi elementami wszystko rekompensuje. Niestety w tym wypadku to się nie sprawdza. Fakt: ścieżka dźwiękowa pozwala na chwilę o tym zapomnieć. To jednak ciągle za mało. Ten film bazuje na postaci Shabany. Dlatego tak ważne jest zadbanie o najdrobniejsze detale jej dotyczące.

Z czym mam problem? W zasadzie to z samą główną bohaterką. Mniejsza o to, że jej rola jest bezosobowa, pozbawiona jakichkolwiek uczuć oraz emocji. Główne zastrzeżenie mam do braku wyjaśnienia takiej, wręcz podstawowej rzeczy, mianowicie: na jakiej podstawie agencja wybrała Shabanę? Czym się wyróżniła spośród setek obserwowanych kandydatów. No sorry…umiała dać w mordę? Nie ona jedna. Bez wątpienia byli lepsi od niej. Mogła się poszczycić wyjątkowo bystrym umysłem? Tego możemy domniemywać. Druga rzecz: uproszczona do granic postać czarnego charakteru. Charyzmatyczny Prithviraj dawał z siebie co mógł, ale jego postać była tak idiotyczna, że głowa mała. Gangster, nie umiejący sprzedać kłamstwa, podsuwa się agencji na talerzu. Jest na tyle nieostrożny, by nie tylko pozbyć się ochrony, ale i wybrać publiczny szpital na przeprowadzenie ważnej operacji. Aż chce się zapytać „serio?”.  Na końcu agencja, która postanawia powierzyć jedną z najważniejszych misji nowicjuszce. Kompletnie oderwane to wszystko od rzeczywistości. Nie kupuję tego!

Z Taapsee mam pewien kłopot. Dalej czekam na to, by mnie do siebie przekonała. Nie jestem jeszcze na „tak”, ale na „nie” też nie 🙂 Rolą Shabany ani nie zachwyca, ani nawet nie przykuwa uwagi. Z resztą podobnie jak plejada pozostałych gwiazd. Akshay, Anupam, Manoj, Prithvi – panowie! Macie w swoim dorobku lepsze role.

Zmierzając do końca – Naam Shabana to film dość słaby, bez polotu, z porcją niedomówień. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że kręcony trochę na siłę jako spin-off Baby z 2015 roku.

Udostępnij: