Detective Byomkesh Bakshy! to opowieść o zagadkowym morderstwie, skradzionym opium oraz, stawiającym swoje pierwsze zawodowe kroki, detektywie. W tle Kalkuta 1942 roku, gdzie z jednej strony mamy brytyjskich przedstawicieli władzy, z drugiej masowe naloty japońskich bombowców. Okoliczności prezentują się nader interesująco, mimo że pierwsze minuty filmu trudno nazwać, szczególnie frapującymi. Radzę jednak nie skreślać na starcie tej historii, bowiem akcja rozwinie się w dość zaskakującym kierunku. Jednocześnie po drodze wszystko tak się zagmatwa, że nie do końca będzie wiadomo, o co tu właściwie chodzi.
Jedna z ulic Kalkuty i środek nocy. Kilka spowitych ciemnością postaci zmierza do samochodu. Nagle zauważają wysoki cień, kilka metrów od nich. Już wiadomo, co się za chwilę wydarzy. Dochodzi do nie jednego morderstwa, a kilku. Zaś ów zbrodniarz dokonuje również czynu okaleczenia, pieczętując je słowami: „Odbieram to, co moje. Kalkutę!”. Chwilę potem jest już biały dzień i poznajemy tytułowego bohatera. Do Byomkesh’a Bakshy’ego zgłasza się młody mężczyzna, którego ojciec zaginął. Nie trudno domyślić się, że z pozoru prosta sprawa, okaże się punktem wyjścia dla o wiele poważniejszego przypadku.Sprawa przedstawiona w filmie to pierwsza, większa taka akcja dla naszego bohatera. Nie wszystko idzie po jego myśli, mimo to nie poddaje się. Uczy się na swoich błędach. Ma miły sposób bycia, któremu momentami towarzyszy nieśmiałość. Nieśmiałość widoczna najbardziej w kontaktach z kobietami. Te chwile, kiedy bohatera zawstydza piękno kobiecego ciała są doprawdy ujmujące.
Oszczędna sceneria pomaga w budowaniu klimatu w filmie. Do wielu wydarzeń dochodzi po zmroku, ale to za dnia na jaw wychodzą przerażające elementy układanki. W dodatku pokazany zostaje jeszcze piękny obraz Kalkuty, który można podziwiać z perspektywy bohatera. Wizualizacja otoczenia została ukazana przez wolne tempo pracy kamery. Wyszło to świetnie. Tym bardziej, że sam tok historii może pochwalić się dość sprawnym tempem. Na tyle sprawnym, że w pewnym momencie można się po prostu zgubić. Był taki czas, że sama już nie wiedziałam, o co w tym filmie chodzi. Poplątanie z pogmatwaniem. Ostatecznie i tak wszystko układa się w logiczną całość, niemniej jednak dobrze byłoby obejrzeć Detektywa… ponownie, aby wszystko sobie jasno poukładać.
Czytałam wypowiedzi pewnych internautów, jakoby filmowy Byomkesh miał niewiele wspólnego ze swoim literackim pierwowzorem. Co w efekcie było zarzutem wobec filmu Banerjee’ego. Nie wiem, nie czytałam, nie pomogę 🙂 Mi się podobało. Na początku podchodziłam dość sceptycznie, potem się wciągnęłam, a kiedy się zgubiłam i nie wiedziałam o co kaman chciałam odpuścić. Dobrze, że tego nie zrobiłam, bo to ciekawa historia. Co też ważne, więcej niż przyzwoicie zagrana. Do czego się przyczepić? Chyba tylko do metalowych utworów muzycznych… Lubię ten gatunek muzyki, ale tu mi jakoś nie pasował. Mi nie, ale mojej drugiej połówce tak, więc jak widać wszystko kwestią gustu. Obejrzyjcie sami 🙂
Słyszałam coś wcześniej o tym filmie, ale jakoś nie ciągnęło mnie do niego. Jakoś te detektywistyczne filmy mi nie podchodzą. Ale kto wie, może kiedyś zdecyduję się na seans. 😉
Pozdrawiam,
Amanda Says
Czytałam różne opinie o tym filmie, jednym się podobał, innym nie. Mnie jakoś do obejrzenia tej produkcji nigdy nie ciągnęło, i nie wiem czy się skuszę. Może z czasem. 😉
Lubię klimaty Kalkuty i Bengalu, więc na pewno kiedyś się skuszę. Jednak mam w planach tyle filmów, tyle starych filmów chciałabym powtórzyć, że to na pewno trochę potrwa. 🙂