Reżyseria: Madhura Sreedhar
Występują: Arvind Krishna, Nikitha  Narayan, Jayasudha, Sarath Babu,
Premiera: 11 listopada
Czas trwania: 128 minut
Język: telugu

Tytuł zawsze  pełni istotną rolę czy to w książce, czy w filmie. Nawet nazwa jakiegokolwiek produktu potrafi nakłonić konsumenta do zakupu, bądź skutecznie  go zniechęcić do wydania ciężko zarobionych pieniędzy na coś co brzmi jak nazwa detergentu (przykładowo :)). Piszę o tym dlatego, że niedawno miałam okazję obejrzeć dwa filmy, których tytuły były wielce wymowne: Love, love, love (to nie tytuł filmu :P). Wszędzie tylko ta miłość i kochanie – „Jak ja cie bardzo kocham”; „Nie możemy być razem”; „Musimy walczyć o swoją miłość” i takie inne bla, bla, bla … Żeby nie było, że ja nie lubię takich filmów. Lubię i to naprawdę bardzo. Jednak czasami trudno jest  znaleźć jakąś historię na poziomie. Taką, która rzeczywiście porusza, a nie bawi swoją ckliwością. Ale znowu odbiegam od tego, o czym chcę tu właściwie napisać. It’s My Love Story to pierwszy film z dwóch telugów, które niedawno widziałam. Za jakiś czas pojawi się recenzja drugiego filmu, ale na razie zatrzymajmy się przy tej.
„To jest moja historia miłosna” – Jak myślicie o czym może być ten film? Z mojej strony to pytanie banalne i całkowicie pozbawione wyobraźni. Rzecz jasna o miłościiiiiiiii 😀 O związku dwóch pokrewnych dusz, które wpierw się tylko przyjaźnią. W miarę upływu czasu Arjun uzmysławia sobie jak wielkim uczuciem darzy Vandanę, a Vandana, że kompletnie straciła głowę dla Arjuna! No ale niech będę przez chwilę poważna …

Nasz główny bohater pracuje w renomowanej firmie w Hyderabadzie, gdzie tworzy gry komputerowe. Z kolei Vandana to 22-letnia dziewczyna marząca o karierze projektantki. Za pozwoleniem rodziców opuszcza rodzinną miejscowość i zaczyna odnosić sukcesy w wielkim mieście. Do czasu, kiedy matka nie zabiera dziewczyny do domu. Co się stało w Hyderabadzie? Czy zakochani będą razem? Czym różni się ta „historia miłosna” od tysięcy innych?

Film jest zwyczajny, ale nie bez polotu. Scenariusz w miarę ciekawy i myślę, że może zainteresować pewne grono osób. Bardzo fajny początek. Vandana prosząca rodziców o zgodę na wyjazd, życie w dużym mieście i oczywiście Arjun. Mieliście, kiedyś następującą sytuację: Wysyłacie sms’a do znajomego, ale przez przypadek okazuje się, że wybrałyście nie ten numer. Podobna sytuacja zdarzyła się bohaterce. Z tą różnicą, że numer przyjaciółki okazał się nieaktualny i przeszedł na innego użytkownika. W tym wypadku został nim Arjun. I tak od słowa do słowa narodziła się intrygująca relacja.

Co mi przeszkadzało? Przede wszystkim główna bohaterka! Nikitha Narayan debiutuje w tym filmie i od samego początku do siebie zniechęca. Głośna, nad wyraz ekspresywna, chichocząca, bądź płacząca – zależnie od sytuacji, panienka popadająca ze skrajności w skrajność. Zastanawiałam się czy to wina aktorki, czy raczej efekt pomysłu na wykreowanie bohaterki. I po długim namyśle dochodzę do wniosku, że zdecydowanie wina tej pierwszej. Vandana z pozoru sprawia wrażenie normalnej, ale tylko z pozoru Z szalonej panienki przeistacza się w rozhisteryzowaną babę, mającą pretensje do całego świata. Co z tego, że Vandana łamie wszystkie zasady wpajane indyjskim dziewczętom do głowy od maleńkości? Wpływ Zachodu jest silniejszy, co ewidentnie każdy dostrzeże w It’s My Love Story.

Jej osobowość kompletnie nie trzyma się kupy. Po kolei daje się poznać jako niezwykle energiczna córeczka tatusia, dzierlatka marząca o wielkim świecie,  pobudzona do granic możliwości nastolatka (ma 22 lata, ale mentalnie raczej prezentuje niższy poziom). Gdy przejdzie już te etapy zaczynają się totalne schody. Płacz, radość, radość, płacz. Zaburzenia jak nic 😀 W którymś momencie robi się to dosyć męczące i widz ma nadzieję, że ta katorga za chwilę dobiegnie końca. Przy okazji rozważając jak skończy się film. Czy twórcy skorzystają z utartego schematu, czy raczej wysilą się na coś nowego. Ku mojej uciesze pokombinowali, aczkolwiek finisz troszkę rozczarowuje swoim brakiem wzbudzenia większych emocji.

W trakcie zdarza się kilka wpadek technicznych. Taki przykład: matka zabiera Vandanie komórkę i ta nie ma jak się skontaktować z Arjunem. Mija kilka scen … A Vandana ma już swoją własność z powrotem. Bez żadnego wyjaśnienia, ani czegokolwiek. Takich kwiatków jest więcej, ale musiałabym zdradzić późniejsze wydarzenia, aby Wam to zobrazować.

O wiele lepiej radzi sobie Arvind Krishna. Jego postać równoważy wszystkie emocje i uczucia, jakie budzi Vandana. Arjun jest przeciwieństwem swojej ukochanej. Spokojny i opanowany sprawia wrażenie ideału (no prawie :P). Wśród tych młodych bohaterów, ogromną rolę odgrywają oczywiście aktorzy doświadczeni. Rodzice Vandany – Jayasudha oraz Sarath Babu. Widać sporą różnicę w grze aktorskiej między „starymi wyjadaczami”, a tym młodym pokoleniem. Całkiem inna liga.

To, co najbardziej może się podobać to muzyka.Naprawdę dobry soundtrack. Sześć szybko wpadających w ucho piosenek: (pogrubione to ulubione :D)

1. Muppai Sekanley
2. Neeloni Digule
3. Ninnala Ledeserif
4. Thadi Pedavule Kalisi
5. Gallate
6. Nindaina Nee Chelimi

Polecam, nie polecam … Sama nie wiem. W miarę ciekawe, nie szablonowe, aczkolwiek potrzeba sporo cierpliwości, aby znieść główną bohaterkę.

Udostępnij: