#11 Don 2: The King is back (2011) – Powrót Dona
Chyba nie trzeba nikomu przypominać jak skończył się Don, prawda? Złapanie Dona nie jest trudne, jest niemożliwe! I tak, jak w cytacie Don ucieka, a policja zostaje wystrychnięta na dudka. Kontynuacja zaczyna się interesująco i, choć z początku nie widzimy głównego bohatera czujemy jego wszechogarniającą obecność. Don nadal ma silną pozycję w świecie przestępczym. Azja jest dla niego za mała. Planuje zawładnąć narkotykowym rynkiem europejskim. Jednak jego wrogowie chcą mu to uniemożliwić. Zwierają szyki chcąc pozbyć się konkurenta. Oczywiście mafioso wychodzi z opresji cało. Don ma nowy plan. Daje się schwytać Romie i Malikowi, następnie trafia do więzienia w Malezji. W oczekiwaniu na karę śmierci obmyśla plan ucieczki, w który włącza swojego śmiertelnego wroga Vardhana. Wszystko wskazuje na to, że kariera bossa narkotykowego dobiegła końca. Teraz Don chce zapanować nad światową finansjerą …. Czy mu się uda?
Scenariusz przypomina dobry, hollywoodzki film. W dużej mierze Don 2 właśnie ma taki zachodni charakter. Dla jednych będzie stanowiło to plus, dla innych wręcz przeciwnie. Do której kategorii ja się zaliczam? Szczerze? Nie brakowało mi klimatu Indii. Chłonęłam berlińskie otoczenie, malezyjskie krajobrazy, podziwiałam niebywałą inteligencję Dona, a także urodę jego partnerki. Z napięciem oglądałam zawrotne pościgi oraz wybuchy i zderzenia, jakie im towarzyszyły. Chciałabym napisać, że od strony technicznej nie mam się do czego przyczepić, jednakże dostrzegłam kilka scen, które w ogólnym zarysie mi nie grały. Pokuszę się o przytoczenie dwóch, ponieważ nie chcę zdradzić za wiele odwlekającym seans. Więzienie, w którym zostaje umieszczony Don, delikatnie mówiąc, odbiega od standardów, jakie rzeczywiście panują w azjatyckich zakładach karnych. Przechodząc do rzeczy – jest czysto, biało i odrobinę ascetycznie. To w Europie więźniowie niekoniecznie mogą liczyć na takie warunki. Kolejna jest scena, w której Don i Vardhan przy pomocy, niezidentyfikowanej przeze mnie, substancji niszczą zamek w celi. Niby nic, ale nasuwa mi się pytanie po co skoro za chwilę kratę i tak otworzył strażnik?
Narzekań ciąg dalszy. Bardzo brakowało mi tutaj Ishy Koppikar. Duet jaki stworzyła z Shahrukh Khanem szczególnie mi się podobał. Tu zastępuję ją Lara Dutta. Jak dla mnie prócz ładnej buzi i zmysłowego głosu mało co pokazała. Anita miała charakter, osobowość, cechy dzięki, którym mogła stanowić równorzędną partnerkę dla Dona. Drugą postacią kobiecą jest Priyanka. Ona też się nie postarała. Myślałam, że po jej ostatnich filmach zobaczymy kobietę silną i zdeterminowaną, by złapać mordercę swego brata. W efekcie jest sztuczna i mało przekonywująca. Prócz kilkoma na wpół słodkimi, na wpół groźnymi minami nie pokazała nic wartego uwagi. Miłą niespodziankę sprawiła mi informacja, że Kunal Kapoor zagra w tym projekcie. Tak jak szybko pozytywna reakcja się pojawiła, tak po pierwszych sekundach Kunala na ekranie czar prysł. Sameer – uroczy, niewinny, nieco nieśmiały facet zakochany do szaleństwa w matce swojego dziecka. Rany! Wątek jak z kiepskiego romansidła. I ja mam uwierzyć, że ktoś taki był największym fanem indyjskiego mafiosa!? Co z resztą obsady? Boman jak zawsze pokazał klasę. Choć i jego postać została okrojona. Vardhan zaczął potulnie spełniać wszelkie rozkazy swojego wroga numer jeden. Dzięki Bogu pod koniec filmu się rehabilituje i nie daje już sobie w kaszę dmuchać. Pośród wszystkich bohaterów spisał się najlepiej. Z resztą czego innego można się po nim spodziewać. Shahrukh Khan w roli gangstera był czarujący, arogancki, bezczelny oraz niezwykle męski. Świetnie operował zarówno ironią, jak i sarkazmem. Słowem – nie jednej kobiecie serce zaczęłoby szybciej bić na widok takiego mężczyzny. Mimo że Khan już swoje lata ma i do młodzików nie należy, nadal potrafi wykreować postać wzbudzającą skrajne emocje. To właśnie on jest najmocniejszym ogniwem produkcji. Przewija się jeszcze kilka mało interesujących osób: Alyy Khan jako J.K. Diwan, Nawwab Shah jako Jabbar, Sahil Shroff w roli zabujanego w Romie policjanta. Każda z tych postaci wprost ociekała banałem. Jeden z wypiętą klatą, a pozostali z identycznym wyrazem na twarzy, przez grubo ponad dwie godziny.
Ratunkiem dla słabej gry aktorskiej mogłaby być ścieżka dźwiękowa. Jestem w stanie zrozumieć, że Don 2 nie jest masalą, a filmem akcji. Nie ma tu miejsca na poruszające wyznania miłości i na tańce w strugach deszczu. Muzyka jest, ale pod postacią tła. Jedynie przy Zaraa Dil Ko Thaam Lo pojawia się tańcząca Lara z Khanem przy boku oraz Priyanka w piosence Dushman Mera. O ile pierwszą można, jako tako, strawić, o tyle druga może spowodować duży zawrót głowy, w negatywnym tego słowa znaczeniu. Czar Dona bezpowrotnie pryska, pozostawiając szarą rzeczywistość i podstarzałego Khana. Na szczęście twórcy postanowili pozostać przy motywie muzycznym z pierwszej części i chwała im za to.
Kończąc, nie mogę powiedzieć, że bawiłam się źle. Shahrukh Khan zrekompensował mi wszystkie niedociągnięcia. Miło patrzyło się na niego i na Bomana. Kiedy nie było na ekranie Dona wzrokiem szukało się Vardhana. Mimo że film ma słabe punkty może przypaść do gustu wielu osobom. Przy Donie 2 nie ma się wrażenia, by oglądało się kino z Indii, dlatego jak najbardziej można zaciągnąć mężczyznę przed telewizor 🙂 Król może i powrócił, ale nie w tak wielkim stylu, w jakim się pojawił.
oglądałam Don 2 już jakiś czas temu i strasznie mi się podobał 😀 masz racje jak nie było SRK to szukało sie Bomana 😀
Niestety nie oglądałam Don 2. Ale bardzo bym chciała 😀
Na razie jestem po półgodzinnym seansie tego filmu, więc zdążyłam obejrzeć sprytnego SRK :d I jak dotąd nie stracił uroku.
Zobaczymy co póżniej…
ten film jest naprawdę świetny, to już nie jest indyjskie kino z indyjskimi aktorami, to jest kino amerykańskie z indyjskimi aktorami, kocham ten film, znaczne ograniczenie ilości wstawek muzycznych podziałało pozytywnie, Don tym razem jest bardziej wiarygodnym przestępcą, niż w pierwszej części
zapraszam też do mnie, dopiero zaczynam i przyda mi się wsparcie ;P
http://blogbyasooran.blogspot.com
tak przy okazji, to fajnie że dopiero teraz widzę, że blog o podobnej nazwie istnieje 😛