Przypadkowe spotkania z obcymi ludźmi różnią się od siebie tym, że jedne z nich zostawiają pewien ślad w naszym życiu, a inne w naturalny sposób przechodzą bez echa. Załóżmy, że wpadacie na kogoś na ulicy. Puszczając wodze fantazji niech będzie to piękny/a, wysoki/a blondyn/ka o zniewalającym spojrzeniu. Wylewa na Was, już mniejsza, na którą część garderoby, kawę (prawie jak w filmie :)). I teraz według pierwszego scenariusza ten mężczyzna/ta kobieta przeprasza za zaistniałą sytuację, oferując poniesienie kosztów pralni. Wymieniacie się numerami telefonów, umawiacie na kawę, coraz częściej spotykacie, rozmowy stają się coraz bardziej osobiste, początkowa relacja zmienia się w coś o wiele głębszego. Pojawia się zauroczenie, potem miłość. A wszystko przez niezdarność tej drugiej osoby i czysty przypadek. Scenariusz drugi wygląda podobnie, z tą różnicą, że mężczyzna/kobieta po prostu przeprasza i się ulatnia. Nakreśliłam te przykłady nie bez powodu. W dzisiejszym poście, chciałabym opowiedzieć, co może się stać, kiedy na Waszej drodze stanie, z pozoru sympatyczny, nieznajomy.
Sameer oraz Tina to świeżo upieczone małżeństwo, mające zamieszkać właśnie w ekskluzywnym apartamencie. Chwilę po wyjściu wspólnego przyjaciela, para wybiera się na drobne zakupy. Już po powrocie, na parkingu podziemnym, w ich samochód uderza pewien mężczyzna. Zdenerwowani bohaterowie wracają po tym incydencie do swojego gniazdka, jednak nie dane im jest zaznać w nim spokoju. Za chwilę pod drzwiami mieszkania zjawia się ów nieznajomy z przeprosinami. Niewiele minie czasu nim miły wieczór, zamieni się w nie lada koszmar. Kim jest Tony i czego chce?
Miałam spore oczekiwania wobec tego filmu. Po materiałach promocyjnych liczyłam na dobry, trzymający w napięciu thriller psychologiczny, taki jakie lubię. Nadzieję na sukces pokładałam w odtwórcy głównej roli, który już nie raz przekonał mnie, że jest bardzo dobrym aktorem. Jeśli o niego chodzi byłam pewna, że nie tylko uniesie swą rolę, ale i wykreuje nietuzinkowego, niezwykle charyzmatycznego bohatera. Nic a nic się nie pomyliłam. Lal jako Tony jest silny, apodyktyczny, nieznoszący sprzeciwu. Podobały mi się szczególnie momenty uchwycenia przez kamerę obłędu na jego twarzy. Z początku miły, sympatyczny bohater snuje przyjacielską pogawędkę, by za jakiś czas zamienić się w potwora, kierowanym… Czym? Tego oczywiście nie zdradzę.
Hi I’m Tony może pochwalić się ciekawym klimatem, który, choć przekonujący, nie różni się tak naprawdę niczym od zachodnich filmów tego gatunku. Nie pokazano niczego nowego. Bazowano na sprawdzonych chwytach oraz wielu totalnie komicznych absurdach. Począwszy od umywalki, która rozsypuje się w drobny mak na głowie tego złego, po wręcz niesamowitą zdolność regeneracji (nie ważne czym i jak mocno gość dostanie po głowie, na pewno się podniesie). Przez to całość jest przewidywalna do bólu. Coś co z początku naprawdę świetnie się zapowiada, w połowie zmienia się w kiepską komedię. A to, tak przypuszczam, nie było zamiarem ani aktorów, ani tym bardziej samego reżysera.
Na szczęście wszystko ratuje Lal (czyt. ten zły). Po prostu kradnie każdą scenę. Przyćmiewa Asifa i Miye. Jakby tak szerzej na to spojrzeć nie miał trudnego zadania. W moim odczuciu ich postacie są strasznie beznadziejne. Asif Ali przez prawie calutki czas trzęsie się niczym osika. Miya ze swym sarnim spojrzeniem, podobnie jak jej partner drży ze strachu. Niby to normalne. Skoro to thriller to tak powinno być, jednak tak nijakie postacie nie jednego widza przyprawią o ból głowy.
W pewnym momencie zaczęłam traktować tę produkcję z lekkim przymrużeniem oka. Skupiłam się na tym co zabawne. Udało mi się znaleźć lepsze rozwiązanie, niż narzekanie jakie to wszystko jest niewiarygodne. Osobom, które mają zamiar dopiero obejrzeć ten film radzę również tak do niego podejść. Pomimo to nie uważam, by całość była zła. Fakt, jest dość przeciętna, ale poczynania tak barwnego antybohatera jak Tony, nie tylko śledzi się z przyjemnością, lecz i zaciekawieniem. W końcu najbardziej interesującym elementem w filmach psychologicznych są motywacje, pobudki i stany emocjonalne postaci. Pod tym względem Hi I’m Tony jest całkiem niezłą historią.
Koniecznie muszę obejrzeć ten film, chociaż po Twej recenzji mam pewne obawy. 😀 Aczkolwiek przecież kochamy komiczne absurdy w filmach indyjskich, czyż nie? 😀 No i chcę zobaczyć Mię George w kolejne roli. ^^