Reżyseria: Rajkumar Hirani
Występują: Ranbir Kapoor, Anushka Sharma, Manisha Koirala, Paresh Rawal, Dia Mirza, Sonam Kapoor, Vicky Kaushal
Premiera: 29 czerwca
Czas trwania: 161 minut
Język: hindi

Nie mogłaby nazwać siebie fanką aktora, gdybym nie obejrzała tego filmu. Sanju był (niekoniecznie przeze mnie) najbardziej wyczekiwanym projektem ubiegłego roku. Twórca takich hitów jak 3 Idiots, PK czy Munna Bhai M.B.B.S wziął, po czteroletniej przerwie, na warsztat bogate w zawirowania  życie Sanjaya Dutta. Miał to być melodramatyczny biopic o głośnych upadkach aktora, po których ten powstaje niczym feniks z popiołów. Obserwując pierwsze materiały promocyjne odnosiło się pozytywne wrażenie. Ranbir wyglądał jak niemalże wierna kopia gwiazdy, w którą miał się wcielić. Niemniej i tak część obserwatorów sprawiała wrażenie  sceptycznych, co do tego czy Kapoor udźwignie tak charyzmatyczną postać jaką jest osoba Sanjaya. W dodatku zerkając na audiowizualne zajawki… nasuwało się pytanie czy projekt nie pójdzie przypadkiem w stronę groteskowej, być może niezamierzonej, karykatury? Moje osobiste rokowania względem Sanju były dalekie od optymistycznych.

Nic dziwnego, że Rajkumar Hirani pokusił się na realizację tego biopicu. Życiorys Sanjaya Dutta stanowi gotowy scenariusz na film. Młody syn gwiazdorskiej pary (Sunila Dutta oraz Nargis) rozpoczął karierę mając trochę ponad dwadzieścia lat. Żyjący w cieniu, uwielbianych, rodziców doskonale znał oczekiwania innych względem siebie. Pod wpływem nieodpowiedniego towarzystwa wpadł w sidła uzależnienia narkotykowego. W jego życiu pojawił się też alkohol, liczne, krótkotrwałe związki z kobietami oraz zarzuty o współpracę z terrorystami. To właśnie one stanowią pośrednio przyczynek do powstania Sanju.

Przed premierą filmu trafiłam na wypowiedź reżysera, w której ten zapewniał, że jego projekt nie jest próbą gloryfikacji głównego bohatera. Miało obejść się bez wybielania.  No cóż… Niestety wyszło na odwrót. Sanju bowiem skupia się głównie na pokazaniu Dutta jako niewinnej ofiary manipulacji mediów. W filmie brakuje skierowania uwagi widza na inne aspekty życia gwiazdy. Całkowicie pominięto jego wejście na szczyt, rozwój kariery, związki małżeńskie, czy trudne relacje z siostrami. Filarem fabuły jest zaś relacja Sanjaya z ojcem. Na plan drugi zrzucono silną więź z matką, której ukoronowaniem jest piosenka Kar Har Maidaan Fateh. To ona daje siłę. Stanowi motywację, by zmienić życie, wyjść z narkotykowego dołka. Odciąć się od tych, którzy są niczym żerujące na szczerej przyjaźni pijawki – okrutne, nie znające litości pasożyty.

Ogólnie chodzi o to, że widz ma głównemu bohaterowi współczuć. Widzieć w nim bezradną ofiarę, wobec której ludzie kierują ogromne pokłady gniewu. Aktor pokazany jest w filmie jako człowiek słaby. Podatny na używki oraz pseudo przyjaciół. Na sobie tylko dobrze znane sposoby szuka akceptacji innych ludzi. Gubi się, upada, sukces staje się dla niego czymś odległym. Ostatecznie dzięki pomocy najbliższych wychodzi na prostą. Zwycięża jedną z najtrudniejszych walk w swoim życiu. Zaczyna od nowa. Spokój nie trwa jednak długo. W domu gwiazdora zostaje znaleziona nielegalna broń. Dochodzi do zamachów terrorystycznych. Złość ludzka zyskuje na sile. Gniew zostaje skierowany w stronę aktora. Media z kolei chętnie nakręcają całą sytuację. Zaś sam reżyser próbuje przekazać nam konkretną prawdę. Otóż człowiek może zbłądzić na wiele sposobów, ale ostatecznie nie jest jednostką złą.

Najlepszym elementem tej, przedstawionej widzowi, opowieści jest Ranbir Kapoor. Wiedziałam, że jest osobą zdolną. Rolą Sanju umocnił jednak wizerunek niebywale utalentowanego aktora. Śmiem nawet stwierdzić, że ta rola jest najlepszą z jego dotychczasowych. Żadna jej nie przebije. Czytając opinie o tym filmie wpadł mi  w oko komentarz, jakoby Ranbir był lepszy jako Sanjay Dutt niż Sanjay Dutt jako Sanjay Dutt 🙂 😉 Coś w tym jest! Taki mamy paradoks! Równie dobre wystąpienie zaliczyli pozostali aktorzy. Vicky Kaushal w końcu przekonał mnie do siebie. Całkowicie kupiłam go jako bezinteresownego, oddanego, gotowego do poświęceń przyjaciela. Vicky z Ranbirem tworzą niebywale zabawny duet. Mimo że pasują do siebie jak ogień i woda to doskonale się uzupełniają na wszystkich płaszczyznach. Paresh Rawal i Manisha Koirala to klasa sama w sobie. Tak było i w tym przypadku – wykreowali perfekcyjnych, bardzo poruszających bohaterów. Anushka i Dia wypadły poprawnie. Miały do zagrania niezbyt interesujące, czy przykuwające uwagę widza bohaterki. Jakkolwiek to Dia błyszczy o wiele bardziej jako będąca podporą ukochanego mężczyzny żona.

Sanju opisywany jest jako film biograficzny. Według mnie to ogromny błąd. Ta część widzów, licząca na taki właśnie gatunek doświadczy sporego rozczarowania, bowiem dziełu Hiraniego bliżej do melodramatu. Pominięcie wielu biograficznych okoliczności dyskwalifikuje oficjalną terminologię narzuconą przez twórców. Poza tym dla kogo właściwie jest Sanju? Napewno dla fanów Ranbira albo Sanjaya. I te osoby zachęcam do sięgnięcia po ten tytuł. Pozostali lepiej, aby się wystrzegali tej upiększonej laurki. W innym przypadku czekać może ich niechybne rozczarowanie.

Udostępnij: