Reżyseria: Abbas – Mustan
Występują: Abhishek Bachchan, Sonam Kapoor, Bipasha Basu, Neil Nitin Mukesh, Bobby Deol,
Premiera: 6 stycznia
Czas trwania: 165 minut
Język: hindi

 

Co myślicie o filmach hindi, które wzorują się na hollywoodzkich produkcjach? Warto oglądać coś, co już w pewien sposób zostało widzowi zaprezentowane? Czy twórcy są w stanie czymś jeszcze nas zaskoczyć? Pytam się o to dlatego, ponieważ Players jest remakiem Włoskiej roboty, w której zagrał Marc Wahlberg, Edward Norton, Jason Statham i Charlize Theron. Pamiętam, ze już dawno oglądałam tę produkcję i nie zrobiła ona na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia. Lubię Marca i Charlize, więc zapewne z tego powodu obejrzałam Włoską robotę do końca.
Fabuła tych dwóch filmów jest niemalże identyczna. Szef grupy – Charlie przy pomocy Victora obmyśla plan kradzieży złota wartego 100 miliardów dolarów. W skład graczy mających wziąć udział w akcji wchodzi: specjalistka od mechaniki, genialny haker, iluzjonista, ekspert od materiałów wybuchowych oraz niespełniony aktor. Czu uda im się dokonać największego w historii rabunku?
Opis filmu bardzo skrótowy, bo tak naprawdę nie ma tu o czym pisać. Od amerykańskiej wersji nie różni się praktycznie niczym. Przewidywalny do bólu. Każdy domyśli się co za chwilę się wydarzy. Ktoś perfidnie kogoś zdradzi,  ktoś zagarnie całą fortunę, pewna zraniona córka będzie chciała pomścić śmierć swojego ojca, za chwilę pojawi się groźna mafia i przyłoży bohaterowi pistolet do skroni. Oglądasz i masz wrażenie, że to już gdzieś było. Fakt, że mnóstwo produkcji czerpie garściami z innych, ale w tym wypadku zaczerpnięto prawie wszystko! Historia totalnie zerżnięta i podana w sposób charakterystyczny dla Bollywood, czyli mamy piosenki, teledyski ociekające erotyką oraz wymyślne układy taneczne. Prócz tego nie ma tu nic nowego. Nawet samochody, którymi uciekają złodzieje są identyczne jak we Włoskiej robocie. 
 
Pierwszą połowę śledziłam z jako takim zainteresowaniem. Te całe przygotowania, kompletowanie ekipy, podchody, wszystko to sprawiało bardzo dobre wrażenie.  Dopiero po pierwszej połowie zaczęłam się nudzić. „On za chwilę, zrobi to, ona tamto, tak pewnie uciekną” itp. Już nie pamiętam, kiedy opowiedziałam sama sobie całą historię. Mimo wszystkich zarzutów, jakie stopniowo mi się nasuwały na myśl, cierpliwie siedziałam i wpatrywałam się w ekran licząc na zaskakujący zwrot akcji, na moment, który mógłby mnie zaskoczyć. Wprawić w stan zdumienia. Niestety nic takiego się nie wydarzyło.
Dobre jest chociaż to, że mogłam się pośmiać i posłuchać muzyki, ale od początku. Jakkolwiek Gracze to film akcji nie brak tu także scen o charakterze komediowym. Niewiele, ale zawsze coś. Ich „nośnikiem” jest Sunny, który na każdym kroku przypomina wszystkim członkom ekipy jakim to jest „rewelacyjnym” aktorem. Niezły ubaw miałam też przy teledysku do piosenki Jhoom Jhoom Ta Tu. Nędzna podróbka Yeh Mera Dil (Don). Neil ustylizowany na Dona i Sonam na Kareenkę. W moich oczach kompletna porażka. Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze nieścisłości, absurdalne sceny i niedociągnięcia czysto techniczne.

Narzekam, narzekam jakoś końca nie widać. Zatem ogłaszam, że z minusami koniec. Najlepsze co w tym filmie jest to obsada. Aktorzy stanowią dobraną ekipę oraz świetnie pasują do swoich ról. Obserwując poczynania Bipashy tylko utwierdzam się w przekonaniu, że Basu dobrą aktorką jest. Niech jej tylko ktoś da rolę, w której w końcu będzie mogła się wykazać. Abhishek i Neil podobali mi się najbardziej. Pierwszy zagrał tak jak zawsze, a jego rola była odrobinę bliźniacza do tej w Game. Drugi … słów brak. Po prostu genialny. Nie mam zamiaru spojlerować, dlatego zostawię już jego osobę w spokoju. Z panów godnych uwagi został jeszcze Bobby. Magik o smutnym spojrzeniu, który praktycznie się nie odzywa. Dobrze sobie poradził. Więcej informacji przekazywał swoją postawą, mimiką i oczami niż jakby miał gadać jak katarynka, czego z resztą i tak nie robi. Jedynie Sonam mi tu nie pasowała. Jej bohaterka jawiła się mi jako infantylna, zdziecinniała i nieodpowiedzialna osóbka, która nie wie gdzie jest jej miejsce.
Gorąco polecać tego filmu nie zamierzam. Przypuszczam, że wiele scen, podobnie jak mnie, by Was po prostu zanudziło. Rozumiem, wykupić prawa do filmu i nakręcić go inaczej, ale jaki był cel tak wiernego odtwarzania amerykańskiej wersji. Reżyser pewnie pomyślał sobie tak: „Wiem! Nakręcę film! Jednak nie mam dobrego scenariusza … W sumie to nie jest problem – kupię prawa do jakiejś amerykańskiej produkcji.  Dodam kilka piosenek i układów tanecznych, zaangażuję gwiazdy, pozmieniam tylko kilka rzeczy i będę miał hit”. To się bracia Abbas-Mustan przeliczyli. A szkoda, bo podczas oglądania ich poprzednich filmów nieźle się bawiłam, a do niektórych ciągle lubię czasami wracać.

Udostępnij: