Reżyseria: Digvijay Singh
Występują: Anant Nag, Mita Vasisht, Nitya Shetty,
Premiera: 7 września
Czas trwania: 105 minut
Język: hindi

Obejrzałam ten film w zeszłym tygodniu i od kilku dni zbieram się, żeby coś o nim napisać … Obraz Singh’a ma dość wysoką ocenę na IMDb (aż 7,1). W dodatku należy do nurtu kina niezależnego. I właśnie zarówno typ filmu, jak i jego ocena, mnie na początku trochę zmartwiły. Przez chwilę zastanawiałam się czy ze mną jest coś nie tak, skoro nie potrafię docenić tej produkcji, dostrzec walorów oraz głębi. Chwila, chwila – Maya nie ma żadnej głębi, żadnego przesłania i chyba sporo widzów tego nie dostrzega, ale ja Wam już śpieszę z wyjaśnieniem.

Maya to film z 2001 roku opowiadający historię 12-letniej dziewczynki, mieszkającej u wujostwa na wsi, a każdy dzień spędzającej na beztroskiej zabawie ze swoim kuzynem – Sanjayem. Ta dziecięca idylla zapewne trwałaby jeszcze przez długi czas, gdyby bohaterka nie dostała swojej pierwszej menstruacji. Od tego momentu nie jest już dzieckiem, ale kobietą, której głowy nie powinna zaprzątać głupia zabawa. Czeka tylko na pewien rytuał religijny, podczas którego zostanie pobłogosławiona przez Boga. A rytuał ten, to nic innego jak bestialski gwałt na niczego nieświadomym dziecku!
Jak zdążyliście zauważyć tematyka trudna, poruszająca problematykę okrutnych praktyk religijnych. Głównymi bohaterami są dzieci. Maya i Sanjay – oboje bardzo ze sobą związani. Nic dziwnego, że chłopiec instynktownie przeczuwa niebezpieczeństwo, jakie grozi kuzynce. Atmosferę pogłębia tylko aura tajemniczości i pewnego patosu, związanego z nadchodzącym wydarzeniem.
O mającej odbyć się ceremonii tak naprawdę nic nie wiadomo. Widz dostaje tylko informację, że dla dziewczynki to będzie wielki zaszczyt i stanie się dumą całej rodziny. Dopiero ostatnie 25 minut odkrywa przed nami szokującą prawdę. Jak tak można!? Dlaczego nikt nie reaguje!? Nie sprzeciwia się!?Czy ludzie są tak zaślepieni wiarą i tradycją, że nie widzą zła i cierpienia innych? Czy jest możliwe, że kobieta, która przeszła przez to samo piekło, z uśmiechem na twarzy potrafi prowadzić córkę, ze spokojem do świątyni!? Niewyobrażalne! Przerażające!

Tak silne emocje obudziły się we mnie dopiero pod koniec filmu, kiedy w końcu mogłam zobaczyć całe to okropieństwo na ekranie. Wcześniej historia jakoś nie budzi żadnych, żywszych uczuć. Początek zaczyna się pokazaniem końca, czyli rozpaczy Sanjaya. Później już mamy wioskę, rozbrykane dzieciaki, tępego i trochę zapijaczonego służącego (teraz myślę, że równię tępe wujostwo i rodziców Mayi). Fragmentarycznie zostaje nam ukazana wioska, okoliczny sprzedawca słodyczy i przepiękny plener (skupisko ogromnych skał, pod którymi roztacza się zielona dolina). Następnie nasi bohaterowie pomykają autem do wioski rodziców dziewczynki, gdzie dojdzie do „uroczystej” ceremonii. W międzyczasie nie dzieje się nic godnego jakiejkolwiek uwagi. Całe szczęście, że film jest krótki, bo nie wiem jak długo byłabym w stanie oglądać jeszcze tę monotonię …

Jaki jest wydźwięk filmu? Nie pozytywny – tego jestem pewna. Zastanawiam się jaki był cel jego robienia. Pokazanie tego, że w Indiach praktykuje się rytualne gwałty na dziewczynkach? Przedstawienie ludzi jako grupy fanatyków religijnych, którzy nie mają serca? Myślę, że my jako Europejczycy mamy świadomość istnienia takich praktyk w innych kulturach. Wiemy i nie chcemy tego oglądać. No chyba, że z takiego filmu coś wynika. Walka z systemem, sprzeciw pewnej grupy społecznej. Sens jest wtedy, kiedy twórca pokaże, że z problemem, o którym nam mówi, ktoś próbuje walczyć. Tutaj jednak bohaterowie są biernymi uczestnikami wydarzeń. Jedyne osoby, które mają świadomość stanu rzeczy  to dzieci. Nic nie znaczące istoty, które, kiedy dorosną, zapewne będą robiły to samo co ich rodzice!

Z napisów końcowych dowiadujemy się, że film powstał na faktach. Do takich sytuacji, jak tych przedstawionych w filmie, dochodziło bardzo często. Rząd ponoć wprowadził prawo, które miałoby zakazywać takich poczynań. Jednak wiadomo jak to wszystko wygląda – trudno zmienić sposób myślenia innych, a tym bardziej przekonać ich o niesłuszności tego, w co wierzyli przez tyle lat.

Maya jest produkcją niezwykle realistyczną, z dobrą obsadą (szczególnie udane kreacje małych bohaterów), oraz nieco flegmatycznie pokazującą życie w indyjskiej wiosce, z dala od miejskich aglomeracji. Szkoda tylko, że scenariusz od samego początku był taki nijaki. Pomysł na film dobry – potencjał był, acz nie został wykorzystany. Słowem, nie polecam!
Udostępnij: